Wielkość czcionki   Mniejsza    Większa+   100%100%
Stare wersje przeglądarek Stare wersje przeglądarek

 

 

♦ ♦ ♦ Rycerz bez skazy ♦ ♦ ♦

 

 

      W jednym z poprzednich artykułów opisałem działalność zbrodniczego członka rodu Alvenslebenów Ludolfa Hermana von Alvenslebena, zwanego też Bubi, dowódcę
Selbstschutzu na Pomorzu. Oto jak wyglądają ostatnie lata jego życia po zakonspirowaniu się w dalekiej Argentynie, dokąd przez kanały przerzutowe w Rzymie osiedlili
 się bonzowie hitlerowscy.

      2 kwietnia 1970 roku odbyła się na wiejskim cmentarzu w Santa Rosa de Calamuchita w argentyńskim stanie Cordoba niezwykła uroczystość pogrzebowa. Mimo oddawania
ziemi doczesnych szczątków wysokiego dygnitarza stanu cordobańskiego i republiki argentyńskiej, a zarazem właściciela farmy Santa Rosa, jego trumna była okryta nie
argetyńskim, lecz niemieckim sztandarem. Rodzina i licznie zgromadzeni przyjaciele, koledzy i podwładni zmarłego nie odważyli się przykryć tej trumny hitlerowską flagą ze
swastyką, choć bardzo żałowali, że odchodzący w zaświaty (a raczej wprost do piekła) druh nie ma galowego pogrzebu przysługującego jego randze. Zamiast czerwonej flagi
z czarną swastyką użyli innej, która choć bezswastyki barwy miała takie same: czerwona, białą i czarną jak flaga cesarskichNiemiec. Kiedy jednak opuszczano do grobowca
trumnę, na której widniało  nazwisko Carlos Luecke, starsi panowie o wojskowych postawach wznieśli śpiew już jak najbardziej tradycyjny: stojąc na baczność, z prawymi
rękami wzniesionymi do góry w pozdrowieniu “Heil Hitler” ryczeli pełnymi gardłami “Ich hatt` einenkameraden” (Miałem kolegę), starą niemiecką piosenkę wojskową graną
na uroczystościach żałobnych. Kilku przyjaciół zmarłego z argentyńskiej socjety istałych współbiesiadników z najwytworniejszych lokali w Cordobie i Buenos Airesnie mogło
ukryć wzruszenia. Szczególnie przejęty był jeden z sąsiadów, notable dużego kalibru i bodaj majątku, a w każdym razie domagający się dla siebie większego respektu z tytułu
angielskiego pochodzenia Christopher Garland Ford, który zaliczał się do najbliższych przyjaciół zmarłego Carlosa Luecke. Z zachwytem słuchał przy biesiadnych stołach
w restauracjach i kawiarniach opowieści Carlosa z lat wojny: niezwykłe przygody, bohaterstwo, pogarda śmierci.
      Kiedy mogiłę pokryły ostatnie z ogromnego stosu wieńców i wiązanek, kiedy licznie zgromadzona wokół grobu rodzina zmarłego przyjęła kondolencje od ostatnich przyjaciół,
bliskich i znajomych, kiedy najbliższe grono udało się na pożegnalną stypę Christopher Garland Ford przypomniał jeszcze współuczestnikom uroczystości talenty, zasługi i cnoty
 zmarłego: Jakiż to był wspaniały żołnierz! Jakiż bohater! Jakiż szlachetny rycerz! Ktoś ze szpaleru rzekł w tym momencie półgłosem, iż słyszał jakoby Carlos Luecke był nie tylko
jednym z bardziej prominentnych hitlerowców,l ecz również jednym z największych zbrodniarzy hitlerowskich. ChristopherGarland Ford wsparty przez większe grono kolegów
i podkomendnych zmarłego odrzucił to pomówienie z największym oburzeniem: “To tylko polska i żydowska propaganda. Carlos był żołnierzem, a postępował jak rycerz bez skazy.”

      Na drugi dzień w kilku czołowych gazetach argentyńskich oraz w gazetach niemieckich, wychodzących w Argentynie ukazał się nekrolog wyjaśniający już bez reszty tajemnicę
uroczystości w Santa Rosa.  Brzmiał on w języku oryginału tak:
			Todensanzeige
Mein geliebter Lebenskamerad, unser guter Vater, Schwiegervater,
Grossvater, Bruder, Schwager und Schwiegersohn Ludolf Hermann von Alvensleben. Herr
auf Schochwitz, Krimpe und Wils, Generalleutnant der Waffen SS hat uns am. 1
April 1970 verlassen. Es trauern um ihn: Melitta von Alvensleben, geb. von
Guaita Busso von Alvensleben.

      W wolnym tłumaczeniu po polsku:
		Ogłoszenie o zgonie.
Mój najdroższy przyjaciel, dobry ojciec, dziadek,
szwagier, brat i ich dzieci Ludolf Hermann von Alvensleben.Pan na dobrach
Schochwitz, Krimpe i Wilde, generał broni SS zmarł 1 kwietnia 1970 zmarł
zostawiając w żałobie Melittę von Alvensleben, z domu von Guaita Busso von
Alvensleben.

      W tym nekrologu rodzina nie podała wprawdzie, że Ludolf Hermann von Alvensleben, generał Waffen SS jest identyczny z pochowanym właśnie tego samego dnia i właśnie
w Santa Rosa dostojnikiem argentyńskim, który jako Carlos Luecke:
      - od 1949 r. przebywał stale w Argentynie za wiedzą i zgodą prezydenta Perona
      - w 1952 r. otrzymał stałe obywatelstwo, mimo, że wiedziano kim jest naprawdę rzekomy Carlos Luecke, mimo że tego wpisano na międzynarodową listę hitlerowskich
		zbrodniarzy wojennych
      - w tymże samym roku 1952 nabył posiadłości Villa Maria i Santa Rosa, a następnie posiadłości Cavada delas Mulles i pałacyk myśliwski Villa el Mirador
      - od wielu lat był prezesem klubu piłki nożnej Clubo Atletico Union
      - był dyrektorem wydziału rybołóstwa i myślistwa w stanie Cordoba.

      Tak go znano w Argentynie,wśród wielu zbrodniarzy wojennych, którzy tak jak i on pędzili w tym kraju życie spokojne, dostatnie i bezpieczne, niezależnie od tego czy są
żołnierzami WaffenSS, gestapo i SD. Kolonię bogatych Niemców tak scharakteryzował właściciel niewielkiego hotelu:
      “ Wszyscy oni są podobni do siebie i skryci, tajemniczy, bezwzględni, twardzi i bardzo podejrzliwi. Mają cały system alarmowy, który natychmiast zaczyna działać z chwilą
	pojawienia sięw okolicy jakiegoś cudzoziemca.”
Istnieje wiele domniemań, że tam znajdował się ośrodek neofaszystowski w nowym ulepszonym wydaniu, stąd płynęły rozkazy dyrektywy i polecenia do ośrodków faszystowskich
w Europie i w obu Amerykach. Nie ma powodu wątpić w to, że owa stara “żelazna gwardia” zechce powtórzyć “brunatną rewolucję” lat trzydziestych.

      Kariera wojskowa Ludolfa Hermanna von Alvensleben, późniejszego generała Waffen SS:
      jeszcze przed dojściem Hitlera do władzy był organizatorem zmotoryzowanych bojówek hitlerowskich
      po objęciu władzy przez Hitlera dowodził hordami SS w Dreźnie i Stuttgarcie
      od wiosny 1938 do wiosny 1939 był osobistym adiutantem Himlera
      po napaści hitlerowskiej naPolskę stanął na czele zbrodniczej formacji Selbstschutz na Pomorzu
      po napaści na Związek radziecki został wyższym dowódcą SS i policji przy armii Mannsteina – wsławił się straszliwymi zbrodniami na ludności w Simferapolu i Krymie.

Ludolf von Alvensleben był hitlerowskim policjantem i oprawcą, nie żołnierzem. Z tych cech żołnierskich, które mu przypisywał Christopfer Ford, nie miał nawet tej jaką nazywano
“pogarda śmierci”. Pogardę żywił tylko dla cudzego życia, a mordercą był zwyboru i zamiłowania. Niewątpliwie zhańbił stary ród Alvenslebenów.

Autor: Jerzy Świetlik

      Na podstawie Tadeusza Kura “Trzy srebrne róże znaczą szlak zbrodni”.

 

 

 

 Do góry

 

 W dół